W życiu najlepsze są dwa stany świadomości: bycie trzeźwym i bycie odurzonym.
Wyobraziłem sobie hipotetyczną sytuację, w której ktoś mnie pyta “kiedy ostatni raz nie piłeś przez miesiąc?” i stwierdziłem, że chcę móc odpowiedzieć na to pytanie inaczej niż “nie wiem” lub “nie pamiętam”.
Z początkiem marca postawiłem przed sobą challenge “miesiąc całkowitej abstynencji alkoholowej”. Zadanie było o tyle uproszczone, że z powodu pandemii i wymuszonego lockdownu przeszliśmy na pracę zdalną. Zero wyjść, spotkań ze znajomymi, imprez integracyjnych, karaoke, piwka po pracy, spotkań z rodziną. Zero pokus.
Pierwsze efekty pojawiły się już po tygodniu, kiedy miałem usiąść w weekend do napisania posta na bloga. Do tej pory szkice wpisów popełniałem w sobotę lub niedzielę, na kacu siadając do komputera. Okazało się, że trzeźwość – jak brak cierpienia dla artysty – była dla mnie demotywująca. Nie czułem potrzeby pisania. Brakowało mi weny.
W drugim tygodniu zacząłem sypiać jak dziecko. Zasypiałem błyskawicznie i spałem snem mocnym i długim. Jakość snu była zdecydowanie lepsza. Poprawił mi się apetyt, ale tylko chwilowo. Przez tydzień podjadałem, później już się uspokoiło i łaknienie wróciło do normy. Byłem przekonany, że przytyję – lockdown, podjadanie, brak treningów. Ku mojemu zdziwieniu przez pierwsze dwa tygodnie waga nie drgnęła. W trzecim i czwartym zanotowałem spadek. W sumie schudłem 2 kilogramy.
Jestem osobą, która bardzo łatwo się triggeruje. Nigdy nie wiem kiedy i co będzie iskierką, która rozpali we mnie biały ogień. Do tej pory sądziłem, że może to rozdrażnienie, może przedłużający się weekendowy kac tak na mnie wpływa. Niestety to się nie zmieniło. Po prostu jestem cholerykiem i alkohol nie ma tu nic do rzeczy. Dalej podpalałem się przy najróżniejszych okazjach.
O pieniądzach nie będę pisał, bo to żaden wyznacznik. Jak nie pijesz, to oszczędzasz tyle, co byś oszczędził nie jedząc, albo nie chodząc do wesołego miasteczka czy restauracji. Generalnie, jeżeli odczuwasz braki finansowe pijąc, to znaczy, że Cię na nie nie stać, więc przestań pić. Zakładam, że jeżeli poszlibyśmy na kolację, to rachunek byłby taki sam z alkoholem, czy bez, bo piwo imbirowe, czy lemoniada są w cenach lampki wina, czy butelki piwa.
Z plusów muszę też nadmienić, że weekendy na trzeźwo płyną zdecydowanie wolniej. Wstaję wcześniej. Chodzę spać później. Gram więcej. Czytam tyle samo. Jestem bardziej wypoczęty i przygotowany do nowego tygodnia. Nie marudzę w niedzielę wieczorem “kurwa, jutro znowu trzeba iść do pracy”.
Niestety więcej korzyści nie odnotowałem. Muszę Was rozczarować, jeżeli myśleliście, że będzie to life changing experience.
Marzec się skończył i alkohol znów zagościł w moim życiu. Jakie zaszły zmiany? Na pewno piję mniej. Spadła mi tolerancja na alkohol. Kac nie trwa już tak długo, ale to zapewne jest związane z ilością pochłanianej trucizny. Czy bym polecił takie doświadczenie, taki challenge? Oczywiście. Czy chciałbym zostać abstynentem? Nigdy w życiu. Życie na trzeźwo jest nudne jak flaki z olejem.
Ostatni raz nie piłem przez miesiąc w marcu 2020. Podczas globalnej pandemii koronawirusa. Kolejnych prób abstynencji nie przewiduję. Życie jest zbyt krótkie.
Wasze zdrowie!