Do tytułu Punisher podchodzę w sposób szczególny, ponieważ to właśnie on wprowadził mnie do świata superbohaterów. Mając 9 lat rodzice wsadzili mnie w autokar w Krakowie i miała mnie odebrać ciotka w Niemczech. Wyjeżdżałem na wakację, czy może na ferie, już nie pamiętam. Do saszetki na szyi schowałem paszport oraz 50 dolarów, którymi w razie problemów miałem przekupić strażnika na granicy. Ja, 9-latek. Jechałem legalnie, ale to były jeszcze dziwne czasy. Jako lekturę mama kupiła mi w Hotelu Forum – bo stamtąd był odjazd autokarem firmy Sindbad – zeszyt Punisher 2/1990. Wydawany przez TM-Semic, opatrzony napisem “Polski sukces światowego bestsellera”. Dla mnie to był powiew zachodu. Prawdziwy komiks, a nie “Kajko i Kokosz” (nie ujmując im niczego). Wow. Złapałem bakcyla. Na wiele lat.
Punisher jest bohaterem, który zdefiniował moje postrzeganie superbohaterów. Nie lubiłem grzecznego Spider-Mana, czy też Batmana, którzy nie mieli jaj, żeby rozprawić się ze złoczyńcami w sposób ostateczny. Frank Castle robił rzeczy zakazane. Podobało mi się. Do tego jego motywacja. To oczywiste, że stres wywołany utratą rodziny – na własnych oczach – może prowadzić do przewartościowania Twojego systemu. Teraz byśmy określili to jako PTSD – chłop z problemami.
W każdym razie wszystkie klocki pasowały do siebie. Do tego lata 90. to okres, w którym przez jego zeszyty przewinęło się wielu wspaniałych artystów, jak Jim Lee, Joe Quesada, Simon Bisley, Mark Texeira, Jorge Zaffino czy John Romita Jr. Bohater może niszowy, ale artyści pierwsza klasa. Do tego jestem przyzwyczajony. Dobrzy artyści w dobrych historiach.
Do Punishera 2099 pierwsze podejście miałem gdzieś w latach 2000., przeczytałem jeden numer wydany w Polsce. Nie wiedziałem wtedy, co mam o tym myśleć. Jakiś inny gość lata z czaszką na piersi i zabija drani. Do tego wyglądał śmiesznie. Potraktowałem to jako ciekawostkę i odstawiłem na półkę. Nie czułem potrzeby poznawania Jake’a Gallowsa, który nosił miano Punishera w przyszłości.
Pod koniec zeszłego oraz na początku tego roku wydane zostały nowe albumy z serii 2099: Doom, Spider-Man, Conan, Venom, Ghost Rider, Fantastic Four, Alpha, Omega oraz Punisher.
Do rzeczy. Punisher 2099. Historia napisana przez Lonnie Nadler i Zaca Thompsona. Narysowana przez Matta Horaka i Eoina Marrona. Liternictwo VC’s Joe Sabino.
Takiego gówna dawno nie czytałem. Rysunki i tusz to jest, kurwa, jakaś porażka. Nieforemne postacie, ręcę jak u goryli, problemy z perspektywą. Ma się wrażenie, że autor czuł deadline rysując każdy panel. Do tego liternictwo. O mój boże. Jeżeli to jest liternictwo do historii dziejącej się w przyszłości, to ja wysiadam.
Sierżant Hector Tago, nasz Punisher 2099. Jest długowłosym hiszpanem, wyjętym prosto z lat 80-tych. Ma chujowego tribala na całej ręce. Wygląda jak debil. Do tego motywacja, która stoi za jego metamorfozą ze stróża prawa policji przyszłości – Public Eye – w samozwańczego mściciela, jest tak słaba i niewiarygodna, że ręce opadają. Jeżeli to ma być postać, która mi zaimponuje i będzie motorem napędowym całego wydania, to nie chcę tego czytać.
Przyszłość. Rok 2099 już za 79 lat. To, co widzimy w zeszycie Horaka, to może jest 2399, ale na pewno nie 2099. Wszędzie coś lata, ale są to plamy, więc ciężko powiedzieć co to jest. Ja rozumiem, że może taka koncepcja, ale serio? Do tego odrodzenie się wyznawców Thora, którzy zapierdalają z młotkami po ulicy, mordują ludzi i krzyczą “Uczyń nas godnymi!”. No kurwa, przepraszam, ale to dla mnie już za dużo.
Nie polecam ani tego albumu, ani tych Państwa go piszących, rysujących i pracujących nad nim. A szkoda, bo mogła z tego być dobra historia. Przede mną jeszcze lektura Omegi 2099. Na pewno zestawię go z tym zeszytem i zobaczymy jak wypada.
Na koniec – jako ciekawostkę – dodam, że pojawia się w tej historii postać Jake’a Gallowsa, z którą sierżant Tago wchodzi w interakcję, lecz nie jest powiedziane, czy jest to ta sama postać, która nosiła miano Punishera w pierwszych zeszytach Punisher 2099.
Cóż, pozostało mi tylko czekać zapewne kolejne 20 lat na nowe wcielenie mściciela z przyszłości. Może następnym razem zabiorą się za temat kompetentne osoby.