Nazbierało mi się trochę nadgodzin. Wziąłem dwa dni wolnego.
Miałem jakiś czas temu maraton powieści Charlesa Bukowskiego. W jednej z nich autor – po ukończonej pracy nad nową powieścią – robi sobie dwa tygodnie laby. Nie jest to aktywny wypoczynek. To jest laba.
Bukowski przez równe dwa tygodnie leży plackiem na kanapie. I pije. Bukowski pije, ale dla niego to jak oddychanie, więc się nie liczy jako dodatkowa czynność. W każdym razie, leży tak przez 14 dni. I zachwala swój sposób wypoczynku. Twierdzi, że każdy powinien choć raz spróbować nic nie robić, ale tak serio nic-nic.
Zaciekawił mnie ową formą relaksu – nie ukrywam. Sam postanowiłem spróbować. Agata w pracy, w domu ja sam (nie licząc zwierząt) i dwa dni samotni przede mnną.
Horyzontalne spędzanie czasu wpatrując się w sufit, zwłaszcza po całych godzinach siedzenia przed biurkiem, to na prawdę spora odmiana. Do tego nie bierzesz – jak to zazwyczaj – książki do ręki, żeby nadrobić zaległości. Po prostu leżysz na plecach i patrzysz się w sufit lub wygodnie na brzuszku i tępym wzrokiem spoczywasz na ścianie.
Wsłuchujesz się w szelest wiatru, szum miasta, dzieci na placu zabaw, korki, tramwaje i ciszę. Myślisz o sprawach, o których nie myślałeś od wieków. I nawet jak Ci się już coś chce, to nie wstajesz, żeby coś zrobić. Leżysz. Cały. Boży. Dzień.
Później leżysz dzień drugi, już wiesz, czego się spodziewać i jest fajnie. Smakujesz te chwile samotności. Ładujesz bateryjki bardziej niż podczas aktywnego wypoczynku.
Drugi dzień mija. Jestem zadowolony ze swojego małego eksperymentu.
Jeżeli będziesz miał dzień wolny – spróbuj. Nie rób nic. Bukowski miał rację. Każdy powinien czasami nic nie robić.